Z wypiekami na twarzy rzuciłam się do lektury wywiadu „Świat
szeroko otwarty. Dla kogo?” z profesor Barbarą Fatygą w ostatniej „Świątecznej”.
Toż to będzie o nas!
Ożyły wszystkie oczekiwania i nadzieje związane z –
zakończonym wreszcie w grudniu ub. roku – zakrojonym na szeroką skalę projektem
badań socjologicznych nad kulturą Warmii i Mazur, prowadzonych pod kierunkiem
pani profesor. Mimo że przy bliższym wejrzeniu wypracowana przez zespół badaczy
„Dynamiczna
diagnoza kultury Warmii i Mazur” dotyczy przede wszystkim kwestii
związanych z funkcjonowaniem instytucji kultury, zostawiając poza nawiasem całą
strefę niezależnych działań, i tak nie sposób przecenić znaczenie tego dzieła. Po
raz pierwszy tak konsekwentnie zadawano pytania o obiektywność kryteriów,
jakimi zarządzana jest ta, poniekąd kluczowa dla jakości życia i dla rozwoju
kapitału społecznego sfera życia. Pełno w „Diagnozie” świeżego, zdystansowanego
spojrzenia na rozwiązania wieloletnie, „sprawdzone” i pozornie oczywiste ale i
czujnych ostrzeżeń przed groźnymi w skutkach pomysłami na strategie
kulturalno-ekonomiczne – jak choćby przed katastrofalną w innych krajach Europy
próbą opierania rozwoju turystyki masowej na ofercie kulturalnej.
I co? I nic.
Zresztą wywiad był nie tylko o tym, dotyczył przede
wszystkim oceny stanu ducha młodego pokolenia w Polsce B. Właściwie nie mam za złe
braku w wypowiedziach pani profesor praktycznych wniosków (bo jej odwołania się
do misji, jaką elity społeczne maja spełnić w społeczeństwie, do praktycznych
wniosków nie zaliczam). Graniczący z arbitralnością, polemicznie wyostrzony ton
wypowiedzi odmawiających sensowności edukacji kulturalnej na wsi poprzez naukę
gry na bębnach, to już bardziej problematyczna część wywiadu. Za dużo widziałam
budzących się z letargu grup młodzieżowych i naprostowanych biografii
nastolatków zaczynających swoja muzyczną drogę od bębnów właśnie, żeby poddać
się urokowi argumentów pani profesor.
Nie zwracam się tu wcale do wielce zasłużonej badaczki. Oczywiste
jest bowiem: nie na tym polegać miałoby jej zadanie, żeby poza znakomitą przecież
diagnozą podpowiedzieć nam jeszcze, co mamy robić! I kto to ma robić. Nie jest
dobrze. Już to wiedzieliśmy, a „Diagnoza” jeszcze dokładniej nam pokazuje,
gdzie. Ale istnieje obawa, że wniosków nie będzie. Trwająca z górą półtorej
godziny ustna dyskusja, zorganizowana w CEiIKu po zakończeniu badań nie zastąpi
debaty publicznej. Debaty wychodzącej poza gabinety instytucji i urzędów. W
końcu gospodarzami terenu jesteśmy wszyscy. Nie licząc zanadto na istnienie jakiejś
wyższej siły, która zrobi to za nas, proponuję wywiad z Fatygą potraktować jako
przypomnienie odrobienia pracy domowej i na początek przestudiować jeszcze raz
uważnie „Diagnozę”.
E.S.