niedziela, 18 grudnia 2016

Quico Bello



1go lipca 2016
Zmarł  Quico Bello. Wiadomość na fejsbuku. Odpowiadam wpisem:  żegnaj przyjacielu!
To prawda. Pożegnałem przyjaciela, który ciągle był w mojej pamięci obecny. Choć fizycznie nieobecny od dziesiątków lat.  Był w Węgajtach po raz pierwszy ponad trzydzieści lat temu. Uciekinier z Chile w czasie prześladowania zwolenników Allende. Założył w Krakowie grupę Sur. Cała polsko-chilijska grupa El Sur przyjeżdżała do Węgajt „na samym początku”. Prowadził ćwiczenia w sali, w której powstawała właśnie podłoga, nie było jeszcze warstwy drewnianej. Ćwiczenia odbywały się na warstwie papy, położonej jako podkład pod tzw. legary. Były to ćwiczenia taneczne. Pokazywał jak posługiwać się ciężarem ciała. Taniec zyskiwał jakość przez upuszczanie ciężaru w dół, jakby ku środkowi ziemi. Tłumaczył, że to tańce ludów górskich, andyjskich. Pokazywał nam też chilijski taniec „Chinos”, Chińczycy, pełen urody i delikatności. Quico bł z rodziną, z Anamarią i dwiema córkami w wieku przedszkolnym. Zresztą i zespół należał do rodziny, w nim Boguś Hegeduess, Kasia Krupka, Jola Dutkowska. Kasia traktowała go jak mistrza, ubóstwiała go. Emanował łagodnością, oraz znajomością fachu, sekretnej sztuki teatru. Pamiętam jego masaż, był rodzajem daru, przekazywanego komuś, by go wzmocnić, pozbawić bólu, zmęczenia. Działanie było bardzo precyzyjne. Można było np.   zmierzyć w centymetrach, o ile wydłużyło się ciało masowanego po zabiegu. Grał pięknie na kenie, tańczył przy tym, falując. Piękna jak łodyga sylwetka mężczyzny i jego mądre spojrzenie. Miał twarz Che Guevary, gdy wyśpiewywał „Comandante”.  … Aqui se queda la clara, la entrenable transparencia, de tu querida presencia, Comandante Che Guevara!... Aprendimos a quererte, desole la historia altura, donde el sol de tu bravura, hasta siempre a la muerte! … Jeszcze pieśni Victora Jary. Piękne jasne tony głosu Qiuca i brzmienie jego gitary.
Pozostawił ślady w pejzażu. W śniegu. Ile razy przychodzi zima, przypomina nasze wspólne marsze przez śnieg i jego dyskretne uwagi, aluzje. Do mojej sylwetki  na przykład. Uważał, że coś sztywnego mam w plecach, że muszę ćwiczyć. Z drugiej strony dobrze wróżył  przyszłej, nadchodzącej pracy, mówiąc, że mam szansę wejść na ścieżkę „nieskazitelną”. Byłem zaskoczony tym słowem. Musiało mi to słowo dać dużo otuchy, pewności siebie. Czasy były ciężkie… Tak było na początku. Potem Quico odjechał z powrotem do Chile i cała jego rodzina. Kasia została z nami, grała na klarnecie.  Jola przyjeżdżała czasem z Krakowa i grała na akordeonie. Zaś Quico odwiedził Polskę jeszcze raz. Było to na początku lat dziewięćdziesiątych. Pojawił się niespodzianie na naszym spektaklu, bodaj w Czechowicach – Dziedzicach, tak jakby chciał sprawdzić cośmy zdołali zrobić, poczynając kiedyś od zera. Po spektaklu grał na bębnie i całym sobą animował sytuację, przedłużając niejako spektakl. Przynosił nam doświadczenie ze swojej pracy z Indianami. Nie było wtedy możliwości dłuższej rozmowy. Zaczął coś mówić.  Nie pamiętam co chciał powiedzieć, ale pamiętam znowu jego skupioną twarz, w wysiłku wydobycia jakiegoś niebanalnego sformułowania. Twarz kogoś, kto nie boi się pokazać, że nie znajduje słów.
Wacław Sobaszek

piątek, 14 października 2016

Tomorrow Club – trzy dni z uchodźcami pod Wielkim Tipi Dortmund, sierpień 2016

Bezdomny przechadza się po peronie stacji Berlin Hauptbahnhof. Podchodzi do kolejnych grupek ludzi czekających na pociąg. Widok, który kojarzy się z uczuciem zażenowania, chęcią odsuwania się. Podchodzi i do nas.  – „Gazetki?” Płacimy 1,50 EUR. Część tej kwoty to zarobek sprzedawcy. „Straßenlese” (Lektura uliczna) kolportowana i współtworzona jest przez ludzi bez dachu nad głową. Czytam o promenadzie w Nicei w dniu po zamachu. Przyniesione przez ludzi kwiaty przykrywają plamy krwi na chodniku. Odbywa się oficjalna uroczystość żałobna, ale pozostaje ona dziwnie niewspółmierna w stosunku do bezmiaru tragedii. Zbrodnię „świata muzułmańskiego” dokonał człowiek areligijny, nie praktykujący Islam. Pokłosie polityczne zbierają politycy z ISIS na równo z politykami, którzy mają nas przed ISIS „ochronić”.
Czytam o greckim biznesmenie, który stał się sprzedawcą podobnego do „Straßenlese” pisemka w Atenach. Kryzys finansowe, problemy w firmie, problemy rodzinne, alkohol i utrata wszystkiego, co posiadał w ciągu niespełna trzech lat.  – „Gdyby nie praca w piśmie, już bym nie żył!”  Jeden z „nas”. Czy może nim przestać być? Kiedy, w jakich warunkach? Kto o tym zadecyduje?
Dojeżdżamy na dworzec Dortmund. We wrześniu ubiegłego roku tu właśnie zostały nakręcone znane nam z internetu ujęcia z niekończącym się łańcuchem wolontariuszy podających sobie z rąk do rąk paczki z artykułami pierwszej potrzeby dla jadących „Pociągiem Nadziei” uchodźców, których kolejne fale przedostawały się przez środkową Europę do Niemiec. Młodzi wolontariusze, przez jednych podziwiani a przez innych potraktowani z politowaniem za ideę tworzenia „Willkommenskultur” („kultury wychodzenia na powitanie”). Ostrzeżenia przed potencjalnie destrukcyjnym wpływem tłumów przybyszów nie znających języka i wychowanych wg innych niż zachodnie wzorców kulturowych zaczęły dzielić społeczeństwa nie tylko tu, w Niemczach.
Ludzie, którzy stracili dach nad głową. Ludzie pozbawieni ochrony, oparcia w strukturach funkcjonującego państwa. Ludzie zmuszeni do ucieczki, bo próbowali w swoich krajach wprowadzić w życie wzorce demokracji parlamentarnych. Także ludzie zaślepieni propagandą europejskiego dobrobytu. I przede wszystkim: ludzie zdesperowani na tyle, że podjęli decyzję opuszczenia wszystkiego, co im drogie i bliskie.
Jesteśmy w Dortmund na festiwalu „Tomorrow Club”. Na scenie szkolnej auli przy Möllerstraße grupka młodych aktorek i aktorów wciela się w rolę rodziny chroniącej się w piwnicach niemieckiego miasta, bombardowanego przez francuskie samoloty podczas fikcyjnej – ale przecież możliwej – wojny w 2040 roku. Jedyna szansa na przeżycie to ucieczka. W kolejnej scenie aktorzy wychodząc na chwilę ze swoich ról opowiadają widzom o tym, z czym przyszłoby im się żegnać, gdyby dziś byli zmuszeni do ucieczki. – Wolności. Kręgu przyjaciół. Możliwości kształcenia i perspektywy życiowej. Swobody wyrażania myśli. Gadżetów. Imprezowania wśród przyjaciół.
Bohaterowie spektaklu stworzonego przez Melanie Nagler na podstawie książki Janne Teller Wojna. Wyobraź sobie, że jest tu dostają się w ręce chciwych przemytników ludzi i po przepłynięciu w malutkiej łodzi Morza Śródziemnego do Egiptu. Do kraju o – celowo przez autorkę przerysowanym – rygorze fundamentalizmu muzułmańskiego. Męcząca bezczynność w obozie dla uchodźców, poniżające traktowanie przez bezduszne, zakwefione urzędniczki, przymusowe przystosowanie do obcych i nie akceptowanych norm życia społecznego – wszystko to ćwiczenie wyobraźni widza, pomagające jemu wczuwać się w punkt widzenia dzisiejszych, realnych uchodźców przeżywających analogiczne sytuacje. Rodzina w końcu „adaptuje się” do nowych warunków, nie przestaje jednak tęsknic za swoja „Heimat”, do której nigdy już ni powróci, ponieważ – w takim kształcie jak została zapamiętana – już nie istnieje.
Spektakl był już wiele razy pokazywany w szkołach i domach kultury, prowokując publiczność do wczuwania się w sytuację uchodźców. Tym razem jednak na widowni zasiedli nie tylko skłonni do autorefleksji mieszkańcy miasta czy uczniowie szkół, lecz duża grupa ludzi bezpośrednio dotkniętych tragedią utraty domu. Młodzi, niepełnoletni uchodźcy pozostający bez opieki rodzicielskiej uczestniczący w festiwalu „Tomorrow Club”. W rozmowie pospektaklowej przy ognisku obok dortmundzkiego Wielkiego Tipi, na terenie specjalnie na okoliczność obozu urządzonego pola namiotowego uczestniczyło ponad trzydzieści młodych ludzi z Afganistanu, Erytrei, Syrii i innych krajów Północnej Afryki lub Bliskiego Wschodu. Młodzieży pochodzącej z Niemiec lub przebywającej tu od dłuższego czasu było zdecydowanie mniej, jednak ich decyzja czasowego przeniesienia się z wygodnych, opiekuńczych domów na niepewny grunt wielokulturowej mini-wioski była tym bardziej znacząca. Lecz dobre chęci nie pomogły uniknąć spięć. – „Przedstawiacie Egipt jakby to było ISIS! W ten sposób pogłębiacie uprzedzenia wobec muzułmanów! A w scenie nawrócenia się na Islam aktorka modliła się w butach, to obraza naszej religii!” Demonstracyjne opuszczenie kręgu rozmowy przez grupkę chłopców z Syrii nie było jednak zakończeniem rozmowy. Większość młodych uchodźców doceniła intencję spektaklu i wysiłek aktorów. W końcu nawet najbardziej zagorzali krytycy wrócili do ogniska. Ważniejsza od wszystkiego była niezwykłość tego spotkania i zwyczajna, młodzieńcza wzajemna ciekawość.
Pokaz spektaklu był tylko jedną z wielu pozycji programowych festiwalu „Tomorrow Club”. Przez trzy wieczory uczestnicy obozu wspólnie z publicznością z miasta mogli zobaczyć przeróżne działania artystyczne z migracją, ucieczką i interkulturową (a nawet międzygatunkową) komunikacją w tle. Punktem ciężkości wydarzenia było przekraczanie barier i uruchomienie – na wielu poziomach – energii spotkania.
Młodociani uchodźcy pozostający bez opieki to szczególna grupa spośród rzeszy ludzi szukających ochrony lub jakiejkolwiek perspektywy życia w Europie. Trafiają tu po wielomiesięcznej lub nawet kilkuletniej tułaczce, obciążeni wspomnieniami dramatycznych wydarzeń, przymuszeni do przyśpieszonego wejścia w dorosłość. A przecież nie są oni jeszcze dorosłymi w pełnym tego słowa znaczeniu. Tak jak ludzie dorastający gdziekolwiek na świecie przeżywają rozterki i trud wyboru drogi życiowej. Uczą się radzić sobie z własną młodzieńczą emocjonalnością i z tęsknotą za bliskością, przeżywają frustracje i niepewność siebie. Szukają oparcia w grupach rówieśniczych.  Czekając w niepewności na decyzję o przyznawaniu lub nieprzyznawaniu azylu uczą się nowego języka i kultury , podejmują po latach przerwy naukę szkolną, szukają pracy i kąta do mieszkania. Ich wspieraniem zajmują się w Niemczech instytucje komunalne (m.in. Urząd ds. Młodzieży – Jugendamt) i organizacje pozarządowe. Jedną z nich jest stowarzyszenie Grünbau dysponujące sporym doświadczeniem w społecznej i zawodowej integracji i reintegracji bezrobotnej młodzieży, nie tylko tej z przeszłością migracyjną. Eksperyment, by do działalności doradczo-edukacyjnej dołączyć zajęcia bazujące na pedagogice teatralnej został uruchomiony w listopadzie 2014 z inicjatywy pedagożki socjalnej ośrodka, Anny Buchty oraz trzech artystek-performerek związanych ze współpracującym z Teatrem Węgajty Stowarzyszeniem Labsa w Bochum: Emilii Hagelganz, Zofii Bartoszewicz i Leny Tempich. Na zajęcia teatralne zgłosiło się kilkanaście młodych ludzi, m.in. z Afganistanu, Pakistanu, Erytrei, Wybrzeża Kości Słoniowej. – „Uważam, że w tych młodych migrantach kryje się olbrzymi, nie rozpoznany dotąd potencjał intelektualny i twórczy. W naszej grupie spotkałam ludzi, którzy pokonali niewiarygodne trudności, żeby dostać się tu, do Europy i którzy gotowi są do podjęcia ogromnego wysiłku, bu budować tu swoja egzystencję.” - komentowała swoje doświadczenia Emilia Hagelganz podczas panelu „Europa, zmiana, wspólnota niewykluczania” w lipcu 2015 Węgajtach. Obserwacje wielu pedagogów i pracowników socjalnych pracujących dziś z młodymi imigrantami zdają się potwierdzać jej słowa.
Pokonywanie trudności wpisane jest również w historię młodego zespołu. Pracując bez własnej sali i zaplecza w bezustannie zmieniających się warunkach udało się jemu stworzyć spektakl Sugar Snap Paradise (prezentowany rok temu na Wiosce Teatralnej w Węgajtach), performance uliczne i kilka krótkich spotów filmowych komentujących swoje położenie jako imigrantów. Lecz przede wszystkim udało się grupie stworzyć wspólnotę wzajemnie się wspierającą i wychodzącą ze swoja wypowiedzią ku ludziom „z miasta”. Właśnie tu znajduje się punkt wyjścia idei festiwalu Tomorrow Club– twórcza praca i wspólne doświadczenie, komunikacja „na wysokości oczu”.  Najważniejsze były nie wieczorne pokazy lecz wspólne życie w obozowisku namiotowym i przedpołudniowa praca w grupach warsztatowych: teatr (warsztat „Wielogłos” Teatru Węgajty), Break Dance, śpiew, „język tektury” (tworzenie znaków w przestrzeni publicznej) i sztuka wideo.  Warsztaty. Działania przy samej ziemi. Rzeczywistość pokonywania barier, frustracji, sukcesów i pomieszania języków. Trzy mozolne przedpołudnia działania po omacku, szukania znaków. Nie ma gotowych metod na łączenie twórczej inwencji ludzi pochodzących z tak dalece różniących się kręgów kulturowych. A jednak …
Wszystko zmierzało do końcowego pochodu całej społeczności festiwalowej ulicami  śródmieścia Dortmundu. Byliśmy razem. Pokazywaliśmy się. Byliśmy – z naszymi tekturowymi znakami –grupą zwracającą uwagę przechodniów. Na jednym ze skrzyżowań daliśmy pokaz ćwiczeń Break Dance, na innym mini-koncert wielogłosowego śpiewu. Na pasażu da pieszych wciągaliśmy ludzi do tańców, koło dortmundzkiego „U” uczestniczyliśmy w spontanicznej wymianie z napotkanymi breakdancerami, pod wielkim drzewem w parku śpiewaliśmy w pięciu językach pieśń Stachury. Utopia?

Erdmute Sobaszek

piątek, 22 lipca 2016

Tymon Siejkowski o najnowszej premierze Teatru Węgajty w ramach IST

Inauguracją tegorocznego Festiwalu ponownie stał się pokaz spektaklu Innej Szkoły Teatralnej.




Pewną grozą napawia fakt, że o ile zeszłoroczny spektakl skierowany był na nieśmiałe poddanie pod wątpliwość konsumpcjonizm, o tyle w tym roku mamy do czynienia z apokaliptycznie brzmiącą Godziną Zero. Czy stało się tak dlatego, że czujemy zbierającą się w coraz szybszym tempie burzę? Spektakl sformułowany jako zbiór etiud w różnym stopniu zespolonych, rozpoczyna się od narzucenia tematu globalnej katastrofy. Zarówno ekologicznej będącej efektem ludzkiej działalności, jak i katastrofy społecznej, przejawiającej się w konfliktach zbrojnych, ksenofobii, ale przede wszystkim w podziałach międzyludzkich. Inną katastrofą przywołaną w spektaklu, jest dotyczący zarówno sfery kulturowej jak i przyrodniczej, zanik różnorodności.
Niewątpliwie globalizacja, wzrost konsumpcji i eksplozja demograficzna szybko zmieniają znany nam świat, co ze strachem obserwujemy. Choć zmiany te widzimy w charakterze katastroficznym, nie wiemy co przyniosą. Mamy poczucie, że stoimy przed godziną zero, wiszącą nad widzami przez cały spektakl. Pozostaje pytanie: czy jest tak faktycznie, czy wynika to z odwiecznej ludzkiej potrzeby poczucia wyjątkowości – potrzeby życia w przełomowym momencie historiii mającym prowadzić do nagłej wielkiej zmiany? Aktorzy IST mówią jednak o godzinie zero: „Nie będzie wybuchu. Przyjdzie cicho, powoli, położy się na nas jak noc albo obudzi jak promień słońca. A może nie?” Czy wynik przemiany będzie zły czy dobry? A może to nie ma znaczenia, bo kategorie zła i dobra są wymysłem ludzkim?
Postaci posuwają się jednak do przodu i z trudem uruchamiają postapokaliptyczny zegar. Istotnie, pewnego wysiłku wymaga przekroczenie fatalizmu, własnych strachów i spojrzenie jeszcze dalej
w przyszłość. W świat, który będzie różnił się znacznie od znanego nam, ale prawdopodobnie będzie posiadał pewne przejawy życia pozostawione z odwiecznym pytaniem o jego sens.
Nie mamy celu, a mimo to biegamy.
Jak przypomina wieńcząca spektakl pieśń, każda forma życia kreuje własną rzeczywistość. Posługując się różnorodną formą, spektakl prowadzi nas od lęku o kondycję świata do świadomości ciągłęj przemiany, i zachwytu nad naturą rzeczywistości i istnienia.


Tymon Siejkowski









środa, 13 lipca 2016

Nasz wielki dzień – premiera

Ostatni dzień projektu w Jonkowie to dzień pełen wrażeń. Zaczęliśmy nieco później niż zwykle- o 11.00.  Każdy mógł pospać dłużej i przyjść na warsztaty przygotowanym do wielkich teatralnych działań.



Zaczęliśmy od wspólnego śpiewania, ostatniego porannego kręgu, na którym okazało się, że większość uczestniczek i uczestników ma małą, przedspektaklową tremę. Próbowaliśmy pozbyć się jej na różne sposoby. Bardzo pomocna była Iwona, która spontanicznie otworzyła minizakład fryzjerski, do którego ustawiła się długa kolejka oczekujących. Spod jej kojących rąk wyszła tego dnia niejedna skomplikowana fryzura.





Później zaprosiliśmy dzieci do wspólnej refleksji nad tymi dwoma tygodniami. Przeprowadziliśmy ewaluacje, w której prosiliśmy o odpowiedzi na cztery pytania: 

1. Czego nauczyliśmy się w tym roku? 
2. Co udało nam się wypowiedzieć hasłem "Halo, czy mnie słychać?"
3. Co sądzimy o pracy zespołu prowadzącego warsztaty? 
4. Czego chcielibyśmy się nauczyć w przyszłym roku?



Wiemy zatem co było najciekawsze dla uczestniczek i uczestników w tym roku, i już dzisiaj mamy pomysły na kolejny projekt! 

Przeprowadziliśmy także próbę generalną, było naprawdę nieźle, ale najlepsze wciaż na nas czekało... o 16:00 rozpoczeliśmy spektakl! Nikt nie przypuszczał, żę czekać na nas będzie ogrom emocji - wzruszeń, zatrwożeń, oczekiwania w napięciu, a czasami śmiechu. 


 





Zgodnie z zapowiedzią to właśnie dzieci miały głos! To one ogłosiły widowni, jakie mają prawa, o czym marzą, na co sie nie zgadzają, a przeciw czemu są gotowi aktywnie się buntować i stawiać granice. Od aktorek i aktorów nie można było oderwać wzroku i przejść nad postulatami obojętnie.
Spektakl zakończył się radosną sambą i wspólnym tańcem!




Widzowie przybyli licznie, nie bali się spontanicznych reakcji i czynnie uczestniczyli w spektaklu. Atmosfera była swobodna i pełna euforii, a aktorzy pytali o wrażenia swoich najbliższych.






Nie zabrakło też miejsca na pokaz "stoliczka" w wykonaniu Kuby i Basi.


Dzięki pomocy rodziców po premierze zostaliśmy na wspólne świętowanie w szkole, a później bawiliśmy się wielkimi bańkami i kolorowaliśmy świat (i siebie) proszkami holi! 









Dziękujemy za tak wartościowy czas! Każdy z nas kończy ten projekt z nadzieją kolejnych wspólnych spotkań.



Mamy nadzieję, że widzowie naszego spektaklu zabiorą ze sobą obrazy i wspomnienia, życzymy Wam i sobie, aby manifesty aktorek i aktorów pozostały w naszych głowach i sercach jak najdłużej.
Dzieciom życzymy, abyście doświadczali uwagi i wrażliwości na wasze potrzeby od dorosłych, a także, abyście sami potrafili dawać je innym!

Jeśli ktoś nie widział naszego spektaklu, zapraszamy w poniedziałek 18.07 o godzinie 16:00

Ściskamy mocno i widzimy się za rok!



piątek, 8 lipca 2016

Na miejsca, gotowi, start!

Premiera tuż tuż, czas na ostateczną rozgrzewkę przed startem. Udało mi się odciągnąć dziś na chwilę kilka aktorek i aktorów od prób, żeby zapytać o ich myśli przed spektaklem.


Nadia jest ciekawa jutrzejszego pokazu, ale najbardziej cieszy się, że założy jutro swoją nową sukienkę.


Lena jest mocno zaangażowana w projekt od samego początku. Stwierdziła, że bardzo podoba jej się sposób rozwiązywania problemów w grupie- rozmową, a nie krzykiem.


Malwina jest bardzo ciekawa jutra, przyjdzie cała jej rodzina.


Emilka najbardziej lubi scenę ze skrzynią, w której dzieci mówią, że mają głos i mają prawo do bycia szanowanymi.


Julia gra tajną agentkę. To ważna i odpowiedzialna rola, ale nic więcej nie możemy o niej na razie zdradzić, inaczej przestanie być tajna.


Wiktor z kolei nie może doczekać się imprezy pożegnalnej- będą soki, chipsy i lemoniada. Kto by się nie niecierpliwił?


Kalina wypowiedziała to, co zapewne czuje każdy z aktorów: Wszyscy będą na nas patrzeć. Nie mogę dać plamy.


Oriana: Lato w teatrze to dla mnie nowość, nigdy czegoś takiego nie robiłam. Najbardziej czekam na ostatnią scenę, na finał.

teatrwegajty.art.pl. Obsługiwane przez usługę Blogger.