Jeśli zgodzić się, że dla mobilizacji obywatelskiej
niezbędne jest umożliwienie i stymulacja
dyskursu politycznego na poziomie podstawowym: pomiędzy młodymi i
starymi, kobietami i mężczyznami, miastem i wsią, na tematy kluczowe dla
dalszego istnienia człowieka, to Ziemia B jest takim aktem mobilizacji, dokonywanej z pewnym
humorem.
Teatr, zdawałoby się
zagrożony zalewem wirtualności, technologiami, które oddalają aktora od widza,
odnajduje w Węgajtach swoje mocne uzasadnienie „realne”. Teatr zredukowany tu do obecności, umiejętności, głosu żywego instrumentu muzycznego i niemal zaginionej w polskim teatrze maski,
sięga po głęboko polityczne tematy, znajdujące się na obrzeżach dyskursu
politycznego współczesnej Polski, ale ważne.
Ziemia B jest o gwałceniu środowiska i ślepocie, która ten
akt umożliwia i do niego zachęca. Cienka linia, którą notorycznie przekraczamy
– zimnej bestialskości wobec zwierząt, bezmyślnego nadużywania ziemi, wody,
powietrza, zostaje pokazana w sposób wyraźny, a przecież nienatarczywy.
Mówienie o gwałcie dokonywanym na środowisku naturalnym i wypieraniu granic
tego środowiska poza obszar dostrzegalny wzrokiem (w myśl ---, że czego nie widać, to nie boli), dokonuje
się z namiętnością, ale zarazem – o dziwo – rezerwą. Rezerwa pochodzi z
tradycji figur zapustowych i umiejętności samokontroli jarmarcznego wesołka. Ton niejako
stańczykowski, oto, do czego doszły po latach Węgajty. Fantastycznie. Więcej
Węgajt – więcej kultury politycznej i więcej tożsamości, samoświadomości. Czego
chcieć więcej? Takich Węgajt.
Jadwiga Rodowicz-Czechowska