Pewną
grozą napawia fakt, że o ile zeszłoroczny spektakl skierowany był
na nieśmiałe poddanie pod wątpliwość konsumpcjonizm, o tyle w
tym roku mamy do czynienia z apokaliptycznie brzmiącą Godziną
Zero. Czy stało się tak
dlatego, że czujemy zbierającą się w coraz szybszym tempie burzę?
Spektakl sformułowany jako zbiór etiud w różnym stopniu
zespolonych, rozpoczyna się od narzucenia tematu globalnej
katastrofy. Zarówno ekologicznej będącej efektem ludzkiej
działalności, jak i katastrofy społecznej, przejawiającej się w
konfliktach zbrojnych, ksenofobii, ale przede wszystkim w podziałach
międzyludzkich. Inną katastrofą
przywołaną w spektaklu,
jest dotyczący zarówno sfery kulturowej jak i przyrodniczej, zanik
różnorodności.
Niewątpliwie
globalizacja, wzrost konsumpcji i eksplozja demograficzna szybko
zmieniają znany nam świat, co ze strachem obserwujemy. Choć zmiany
te widzimy w charakterze katastroficznym, nie wiemy co przyniosą.
Mamy poczucie, że stoimy przed godziną zero, wiszącą nad widzami
przez cały spektakl. Pozostaje pytanie: czy jest tak faktycznie, czy
wynika to z odwiecznej ludzkiej potrzeby poczucia wyjątkowości –
potrzeby życia w przełomowym momencie historiii mającym prowadzić
do nagłej wielkiej zmiany? Aktorzy IST mówią jednak o godzinie
zero: „Nie będzie wybuchu. Przyjdzie cicho, powoli, położy się
na nas jak noc albo obudzi jak promień słońca. A może nie?” Czy
wynik przemiany będzie zły czy dobry? A może to nie ma znaczenia,
bo kategorie zła i dobra są wymysłem ludzkim?
Postaci
posuwają się jednak do przodu i z trudem uruchamiają
postapokaliptyczny zegar. Istotnie, pewnego wysiłku wymaga
przekroczenie fatalizmu, własnych strachów i spojrzenie jeszcze
dalej
w przyszłość. W świat, który będzie różnił się znacznie od znanego nam, ale prawdopodobnie będzie posiadał pewne przejawy życia pozostawione z odwiecznym pytaniem o jego sens. Nie mamy celu, a mimo to biegamy.
w przyszłość. W świat, który będzie różnił się znacznie od znanego nam, ale prawdopodobnie będzie posiadał pewne przejawy życia pozostawione z odwiecznym pytaniem o jego sens. Nie mamy celu, a mimo to biegamy.
Jak
przypomina wieńcząca spektakl pieśń, każda forma życia kreuje
własną rzeczywistość. Posługując się różnorodną formą,
spektakl prowadzi nas od lęku o kondycję świata do świadomości
ciągłęj przemiany, i zachwytu nad naturą rzeczywistości i
istnienia.
SPRAWY MAŁO WAŻNE
OdpowiedzUsuńOstatnia sobota przed Adwentem i ostatni dzień roku liturgicznego w Kościele Katolickim: rok który upłynął pod hasłem miłosierdzia, i tak był zwany, Rokiem Miłosierdzia właśnie.
Spore celebracje, i przygotowanie do innych celebracji początku adwentu i nowego roku liturgicznego. To w kościołach.
A na ulicy mało kto wie, o co chodziło. Co to znaczy miłosierdzie, kto ma być miłosierny, dla kogo. Miłosierdzie dla zwierząt, miłosierna o przyrodę, o ziemię, troska o prawo, o rządy prawa, o praworządność, o poszanowanie rządów prawa i ludzi którzy prawo dotychczas stanowili i którzy prawo wykonują.
Na gościnnej „scenie” warszawskiego Studium Teatralnego na Skaryszewskiej Teatr Węgajty pokazał okołosiedemdziesięcioosobowej publiczności dwa spektakle: Godzina Zero i Mniej. Pierwszy krążył wokoło tematów lęku, ksenofobii, wymierania gatunków i poszukiwania realnej utopii, drugi krąży wokoło polskiego i globalnego kapitalizmu, pokazuje zachowania ludzi wtopionych, czy raczej pochłoniętych przez ten system, który zawładnął ich umysłami i myśleniem, wprowadzając ludzi w stan permanentnej maligny, złudzenia, błędnego mniemania i szkodliwego wyobrażenia.
Oba przedstawienia znakomite, mądre, przemyślane; otwierają widzom możliwość powrotu do myślenia obiektywnego i twórczego wobec swojej sytuacji, i odwrócenia złego losu. Przedstawienia ‘Mniej’ i ‘Godzina Zero’ inscenizował Wacław Sobaszek, o którym na podstawie zobaczonych spektakli trzeba powiedzieć, że jest twórcą doświadczonym a jednocześnie w znakomitej formie, że rozumie teatr i współczesny świat, i jak widać nie ustaje w poszukiwaniach, również w poszukiwaniach odpowiedzi na pytanie kim jest współczesny młody człowiek, czy głód doznania i dawania miłości i miłosierdzia są zaspokajane. Po namyśle okazuje się, że nie są, ale wmawia się ludziom, że owszem, zaspokajane są. Jakoś mimo tych zaspokojeń Weltscherz nie znika. Na co jesteśmy więc narażeni, i do czego to doprowadziło.
Po spektaklach, co w polskim życiu teatralnym nieczęsto spotykane, gospodarze miejsca zaprosili widzów i uczestników na poczęstunek. Wreszcie po dwóch tańcach w kręgu do muzyki Kapeli Węgajty odbyła się długa rozmowa grupy zainteresowanych. Dyskusja trwała i trwała; co chwilę ktoś z tego grona chyłkiem umykał, może z powodu późnej pory, może z powodu ciężaru tematyki i napięć.
Skończyło się o 23:00. Kolejka do domu jest o tej porze już tylko raz na godzinę. Nocna wizyta na Wschodnim pobyt w całkiem innym teatrze, może nawet w innym świecie, w innym wymiarze. Dotarłem do domu już w Adwencie, padał deszcz, w sąsiednim domu pod nieobecność rodziców młodzieżowa libacja. Okna otwarte, rzęsiste światło, dum papierosów, fałszywe śpiewy, picie, tańce, hulanki, swawole, młode kobiety piszczą, usiłują przekrzyczeć mężczyzn, nieskutecznie. Kilkudziesięciu sąsiadów – mimowolnych świadków tej zabawy - siedziało w swoich mieszkankach cicho jak trusie – nic im nie przeszkadzało, nikt nie protestował, żadnej policji, nic. Zabawa trwała do około czwartej rano.