W.: No to mamy kolejny temat interkulti.
M.: …………………… (musi pozbierać myśli, jest poruszona
przed chwilą oglądanym filmem)
W.: Ja mam jednak pewien niedosyt.
M.: A mi się wydaje, że to jest dobry film, i
strasznie potrzebny. Chociaż zupełnie nie rozumiem, dlaczego nie mogli znaleźć
aktorów dwujęzycznych. Do roli pastora z powodzeniem mogli zatrudnić Niemca.
W.: Ten film nie spełnia obietnic. To właśnie
Agnieszce Holland udało się pokazać wielowymiarowość (W. ma na myśli film W ciemności,
który obejrzeli tydzień wcześniej)
M.: Ja bym tak surowo nie oceniła. Ale widać tu
własną niemożność autorów. Chcą mówić o zderzeniu kulturowym, a wychodzi ich
własna niemożność. Z jednej strony jest ich dobra wola, rzetelność. Jakaś
uczciwość w podejściu. Ale w szczegółach sami nie byli w stanie przekroczyć
granicy obcości. Mimo wszystko trzeba docenić, że zrobili tyle co mogli. Zrobili
bardzo dużo, na swoją miarę.
W.: Tu brakuje mięsa, wszystko jest jak w jakimś
schemacie. Schemacie historii. Tak jakby kontury były już gotowe jak w
dziecięcej kolorowance.
M.: Mi się właściwie co innego nie podoba w tym
filmie: wszystko się koncentruje na jednym bohaterze – widzimy przystojnego,
wysportowanego aktora. Inni tylko mu akompaniują, nawet bohaterka tytułowa.
W.: Raz się śmieje, raz płacze.
M.: Co najwyżej jest ofiarą. A on jest ponad
wszystkim, nie odsłania ani jednej słabości. Taki obraz świata: ofiara, kat i
bohater.