Joanna Kocemba
Nie chciałbym jednak zbyt wiele sugerować.
Niech to będzie coś osobistego.
Autorstwo w Teatrze Węgajty / Archiwum
Teatr Węgajty, mimo ponad
trzydziestu lat istnienia i cieszenia się opinią jednego z najważniejszych polskich
teatrów alternatywnych, nie doczekał się jeszcze swojej książki-monografii. Nie
powstała żadna praca w całości poświęcona jego twórczości, problematyzująca i
analizująca działalność i historię Teatru. Brak ten bywał odnotowywany[1],
nie oznacza jednak, że o Teatrze Węgajty nie pisano. Wręcz przeciwnie.
W domu Erdmute i Wacława
Sobaszków, wśród licznych książek, w sporych rozmiarów biblioteczce (która nie
powinna dziwić nikogo, kto zna spektakle grupy), ukryto siedem ogromnych
segregatorów. Wszystkie po brzegi wypełniają teksty, jakie przez lata powstały
o Teatrze. W dokumentacji znajdują się zarówno krótkie informacje (tak zwane
„notki”) ukazujące się na łamach prasy codziennej jak i wyczerpujące analizy pochodzące
z czasopism naukowych („Polska Sztuka Ludowa. Konteksty”, „Didaskalia”, „Dialog”).
A także różnej objętości zapowiedzi, relacje z festiwali, recenzje, felietony
czy wywiady z periodyków ogólnopolskich i regionalnych, ogólno tematycznych i poświęconych
kulturze, do dziś ukazujących się w niezmienionej formie lub funkcjonujących obecnie
inaczej (jak chociażby w przypadku „Obiegu”, niegdysiejszego niezależnego pisma
Akademii Ruchu, dziś wydawnictwa internetowego Centrum Sztuki Współczesnej
„Zamek Ujazdowski” w Warszawie). Teksty są w różnych językach. Oprócz polskiego,
odnaleźć można czeski, litewski, angielski, francuski, niemiecki, rosyjski czy
węgierski. Jest też sporo fotografii. Część z nich zupełnie niezwykła, jak ta ukazująca
wyprawę grupy do Nowicy. Na zdjęciu widzimy sporych rozmiarów samochód
grzęznący w wielkim śniegu, zespół artystów, który go porzuca i sanie zaprzęgnięte
w konie („Gościniec”, 1990/2). Dodatkową ciekawostką, zwłaszcza dla osób
młodszych od Teatru (jak niżej podpisana), są przykłady różnego rodzaju prasowych
praktyk piśmienniczych z przełomu lat 80. i 90. XX wieku, które między innymi pokazują
jak dużym zainteresowaniem cieszył się Teatr Węgajty. Na współczesnym
czytelniku wrażenie zrobią na przykład notki z gazet codziennych, informujące o
publikacji w czasopismach naukowych artykułów na temat Teatru (tekst Leszka
Kolankiewicza Spotkanie w Czarnej
Dąbrówce z „Dialogu”[2]
został zapowiedziany w „Gazecie Olsztyńskiej” krótką notką Opowieści Vincenza zespołu z Węgajt, która streszcza główne myśli
autora[3]).
Czytając archiwum Teatru
uderza skrupulatność z jaką zostało ono przygotowane. Teksty to ksera
oryginałów naklejone na tekturki i włożone w koszulki, opisane poprzez nadanie
im numeru, a także adnotację o nazwie periodyku oraz dacie publikacji. Artykuły
napisane w języku innymi niż polski są, bez wyjątku, przełożone, rękopisy
dołączono i opatrzono nazwiskiem tłumacza. Praca ta, bądź co bądź dodatkowa
względem głównego celu istnienia Teatru, wymagała systematyczności trwającej
przez lata, dokładności w przeprowadzanej codziennie prasówce. Z drugiej
strony, oglądającego dokumentację Teatru Węgajty, ujmie także jej chałupniczość,
odręczność czy wręcz rękodzielniczość.
Segregatory to bez
wątpienia niezwykle interesujące artefakty pracy sprzed lat. Może nawet
jedynej, do której wciąż można mieć bezpośredni dostęp, obcując z nią dokładnie
tak, jak zostało to przewidziane przez jej twórców. Oczywiście, jak każde
archiwum, także i to sugeruje swoją obiektywność i neutralność, brak autora.
Sprawstwa nie udaje się jednak do końca ukryć, twórcy dokumentacji uwidaczniają
się na wielu polach. Ślady po nich odnaleźć można częściowo niespodziewanie, w
szczegółach takich jak charakter pisma czy odmienne poprawianie numeracji
artykułów. Częściowo także podczas analizy kwestii niezwykle ważnej, takiej jak
dobór tekstów. Wbrew temu, co może sugerować obszerność węgajckiej
dokumentacji, jej zawartość powstała w wyniku pewnych decyzji, które ktoś
kiedyś z jakichś powodów podjął, stając się tym samym jej kreatorem. A w
Teatrze Węgajty tym trudniej o tym zapomnieć, gdyż generalnie, o autorach się
tam pamięta.
Wręczając mi segregator
numer 4 (a może Segregator numer 4)
Wacław Sobaszek powiedział, że przygotowała go przed kilku laty Karolina
Placha. Mieszkała wtedy w Węgajtach i pracowała nad spektaklem, którego jednak
nie udało się dokończyć, ale próby były bardzo owocne a w ich trakcie, kilka
razy, analizowano istotę monodramu i specyfikę samodzielnego bycia na scenie. Analogicznie,
po pokazach w warszawskim Studium Teatralnym, które odbyły się 26 listopada
2016 dwóch najnowszych spektakli Godziny
Zero z 2016 roku i Mniej z 2015 roku, w trakcie rozmowy
przedstawione zostały Justyna Wielgus, Iza Alwingier, Wiktoria Rutkowska i
Paulina Miu Zielińska jako autorki elementów, które znalazły się w spektaklu.
Oczywiście, w przekształcony sposób, wedle pomysłu osób przygotowujących
ostateczną wersję spektaklu, o czym również nie zapomniano wspomnieć. Prowadząca
rozmowę Magdalena Hasiuk zapytała wtedy, czy fakt ten oznacza, że autorstwo w
Teatrze Węgajty jest rozproszone. Jednoznacznej odpowiedzi niestety zabrakło. Co
jednak nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę poziom skomplikowania tej kwestii.
Momentów przywoływania
poszczególnych osób, dawnych członków grupy, twórców dzieł czy rozmaitych
działań (nie tylko artystycznych) w Teatrze Węgajty nie brakuje. Wręcz
przeciwnie, występują one często, a już niemal zawsze po prezentacjach
przedstawień. Dba się o to, by nikogo nie pominąć, czasem nawet dodatkowo
opisując kontekst powstania działania czy proces pracy tej osoby. Wydawałoby
się zatem, że autorstwo, rys jednostkowy, indywidualna kreatywność to w Teatrze
Węgajty sprawa niezwykłej wagi. Równocześnie, przynajmniej od przedstawienia Ziemia B z 2011 roku, poza nielicznymi
wyjątkami (takimi jak scena symbolicznego przybycia imigranta do Europy Zofii
Bartoszewicz i Emilii Hagelganz z Mniej),
dzieła/działania poszczególnych osób funkcjonują bez praw autorskich, przynależą
do całej grupy pracującej nad widowiskiem, a nawet więcej – do wszystkich
przyszłych grup pracujących nad wszystkimi przyszłymi przedstawieniami pod
szyldem Teatru. Tylko częściowo wynika to ze względów czysto praktycznych,
trudno jest grać wielo-obsadowe przedstawienia, gdy grupa funkcjonuje w sposób
całkowicie nietrwały. W dużej mierze jest to jednak działanie celowe. Maski
wykonane w poprzednich latach z premedytacją wykorzystuje się również w pracy
nad następnymi widowiskami, poszerzając z jednej strony spektrum
inscenizacyjnych i tematycznych możliwości, z drugiej, niejako metaforycznie,
skład grupy pracującej nad przedstawieniem. Co warto jeszcze odnotować, nigdy te
wcześniej powstałe elementy nie są przez nowych twórców po prostu odgrywane,
zawsze twórczo się je przekształca, dostosowuje do tego, o czym samemu chce się
powiedzieć. Wchodzi się z nimi w relację dialogiczną, szuka się własnego
uzupełnienia maski, sceny, piosenki, tekstu.
Zrozumienie specyfiki
podejścia do sprawy autorstwa, wydaje się kluczowe dla zrozumienia istoty Teatru
Węgajty. Podejście to jest oznaką czegoś bardzo poważnego. To efekt pewnej
określonej postawy twórczej i ideowej, na której zasadza się działalność
Teatru.
Pierwszy tekst w
dokumentacji Teatru Węgajty pochodzi z 1984 roku. Jest wczesny i późny zarazem.
Wczesny, gdyż korzeniami sięga czasów jeszcze sprzed narodzin Teatru, które
datuje się na rok 1986. Dlaczego późny? Na to pytanie, odpowiedź znajdzie się w
dalszej części tekstu.
Felieton Wacława Sobaszka
Małe dzieci miewają wielkie sny z „Gazety
Warmii i Mazur” opowiada, w niezwykle afirmatywny sposób, o działaniach z
dziećmi prowadzonymi przez Marię Janę z Ośrodka Działań Teatralnych
„Pracownia”. Pisze Sobaszek: „już samo to zasługuje na uwagę, że z dziećmi. Bo
jakże trudno zrobić coś razem z dziećmi, a nie tylko przy pomocy dzieci, przy
użyciu dzieci” i dalej „wtedy dorosły musi dać coś z siebie, a również – co też
niełatwe – coś przyjąć od dzieci”[4].
Etap Ośrodka Działań
Teatralnych „Pracownia” przeminął, ale główna myśl, istota tekstu, w którym
został wspomniany absolutnie nie. Nie bez kozery stwierdzić można, że w tym
krótkim artykule, jego twórca w dużym skrócie, ale też w dużej klarowności ujawnia
swoją dotychczasową i przyszłą postawę twórczą.
Sobaszek zwraca uwagę, że
działanie „przy użyciu kogoś” czy
nawet „przy pomocy kogoś” nie jest
tym samym co „razem z kimś”. Wyraźnie
oddziela od siebie te trzy, a w istocie dwa podejścia, wskazując jednocześnie, na
poły ironicznie, że ostatnie z nich przysparza pewnego trudu. W jego przypadku,
powinno dochodzić do specyficznej wymiany. Działanie „razem z kimś” oznacza postawę otwartą zarówno na dawanie jak i na
branie. Przyjmowanie zaś wymaga podmiotowego podejścia do osoby czy osób, z
którymi się współpracuje, uznania jego/ich wartości, przekonań, doświadczeń. „Razem z kimś” nie oznacza pracy „dla kogoś”, oznacza pracę zarówno dla kogoś
jak i dla siebie, poprzez dawanie i branie, napędzanie się wzajemne we wspólnym
tworzeniu.
Tak pomyślana praca
teatralna z dziećmi czy dorosłymi, mieszkańcami wsi czy miasta, każdą grupą
społeczną, każdym człowiekiem polega w istocie na dzieleniu się autorstwem.
Sztuka teatru staje się w większym stopniu demokratyczna, zaczyna dopuszczać
wielogłosowość i dialogiczność. A współdecydowanie o ostatecznym kształcie
wspólnego działania, którym na przykład może być przedstawienie, jest inkluzyjne,
angażujące i upodmiotowiające. Zaprasza do wypowiedzenia się we własnym imieniu
i na własnych zasadach.
Zwroty idące za
unaocznieniem rozróżnienia na pracę „przy użyciu kogoś” czy „przy pomocy kogoś”
i na pracę „razem z kimś” takie jak upodmiotowienie, inkluzyjność,
demokratyzacja, istniejąca w dyskursie sztuki zaangażowanej społecznie, są
oczywiście bardzo często nadużywane. Wydaje się jednak, że w przypadku działań
Teatru Węgajty niebezpieczeństwo to nie występuje.
Współczesną aktywność
Teatru Węgajty można byłoby uszeregować wymieniając główne działania tej
rozproszonej grupy. Po pierwsze w obszarze zainteresowań Teatru są Wyprawy funkcjonujące
obecnie w ramach Innej Szkoły Teatralnej skutkujące już od 2010 roku powstaniem
spektaklu teatralnego. O nich więcej za chwilę. Po drugie Teatr Węgajty co roku
organizuje tygodniowy, lipcowy festiwal Wioska Teatralna. Po trzecie, pracuje i
przygotowuje przedstawienia wspólnie z mieszkańcami lokalnego Domu Pomocy
Społecznej w Jonkowie. A w dalszej kolejności również różnego rodzaju wydarzenia
takie jak pokazy przedstawień, warsztaty, seminaria, spotkania muzyczne, olsztyński
festiwal „Miasto w drodze” czy warmińską „Sztukę w obejściu”.
Wyprawy dla Teatru
Węgajty były ważne od początku jego istnienia. Do tej pory stanowią niezwykle
istotny element działalności teatru. Początkowo członkowie grupy niesieni byli
chęcią doświadczania kultury ludowej zakorzenionej w wiejskich społecznościach.
Szukali inspiracji dla własnych działań i odpowiedzi na nurtujące ich „pytania
o związek twórczości teatralnej z kulturą tradycyjną”[5].
Informacji o kulturze ludowej szukali w książkach, w naukowych opracowaniach
etnograficznych, w zapisach pieśni, opisach ludowych działań performatywnych,
pracach Oskara Kolberga. Wiele także jeździli, rozmawiali z najstarszymi
przedstawicielami wiejskich społeczności, pytali o ludowe formy teatralne i
tańce, prosili o opowieści i pieśni, które skrupulatnie spisywali i
opracowywali. W odwiedzanych wsiach często pokazywali swoje spektakle. Jak
pisze Tadeusz Kornaś: „Zespół »Węgajt« wiele podróżuje po kraju. Najczęściej
odwiedza wsie, pokazując tam swe spektakle, a równocześnie próbuje dotrzeć do
ludzi pamiętających stare pieśni, opowieści czy podania. Jest to swoiste
połączenie etnografii z działaniami artystycznymi”[6].
Pierwsza wyprawa Węgajt
odbyła się na Kurpie (dawne województwo Ostrołęckie, dzisiejsze Mazowieckie)
latem 1985 roku. Następne zorganizowano w 1986 roku do wsi województwa
łomżyńskiego (obecnie podlaskie) i przemyskiego (teraz podkarpackie). W1987
roku teatr wyruszył do miejscowości w okolicach Olsztyna, w 1988 do wsi
położonych w województwie nowosądeckim (obecnie małopolskie), następnie
ponownie do łomżyńskiego i znów do nowosądeckiego[7].
Szczególnym zainteresowaniem artystów z Węgajt w początkowym stadium ich
działalności cieszył się obszar dawnej Huculszczyzny. W 1988 roku powstał pierwszy
spektakl Opowieści Vincenza inspirowany
prozą Na wysokiej połoninie Stanisława
Vincenza. Wyprawy w rejony zamieszkałe niegdyś przez Hucułów pomogły twórcom w
realizacji spektaklu i nadały mu unikatowy kształt – gawędziarskiej opowieści.
Podczas wypraw na tereny pogranicza łemkowsko-polskiego (południowe rejony
dzisiejszego województwa podkarpackiego i małopolskiego) członkowie Teatru
Węgajty poznali tradycję kolędowania bożonarodzeniowego. W 1989 roku
zorganizowali „pierwszą wyprawę kolędniczą, która odbyła się w Beskidach”[8].
Niedługo później w role kolędników
wcielili się także na Suwalszczyźnie, we wsi Dziadówek, uprawiając kolędowanie
wiosenne, związane ze świętami Wielkiej Nocy. Wacław Sobaszek w filmie
dokumentalnym Teatr w Dziadówku opowiada
o początkach chodzenia z Alilują:
Dlaczego Dziadówek? Nic
piękniejszego nie może człowieka spotkać jak pewien przypadek, przypadek jako
też dar. Nasze prace w Dziadówku zaczęły się dziesięć lat temu. Był rok 89. Ja
zrobiłem w Olsztynie wystawę po pierwszej wyprawie kolędniczej, która odbyła
się w Beskidach. I po tej wystawie podeszła do mnie pewna Pani, która zaczęła
mi opowiadać o tym obrzędzie suwalskim, wielkanocnym. Zaproponowała mi, żebym
tam pojechał, do pewnej wioski, do pewnych ludzi[9].
I dalej, już z innego źródła:
W 1989 dotarłem do
Wądołowskiego w Dzierwanach. On demonstrował mi swoją grę na akordeonie - cóż,
mistrz! – i dał adres do Maryny Maliszewskiej. Poszukiwałem tropów fenomenu, o
którym słyszałem, „chodzenia po aliluji”, unikalnego już obrzędu. Drugiego dnia
trafiłem do Dziadówka i Babci Maliszewskiej. Siedziała przy kołowrotku.
Przyjechaliśmy do Dziadówka z Wolfem Niklausem wiosną ‘90 roku
i zapisaliśmy motywy wielkanocnych pieśni. Na tej podstawie
przygotowaliśmy naszą pierwszą wyprawę[10].
Artyści spod Olsztyna
zaczęli wchodzić w role kolędników. Wyruszając na wyprawy, inicjowali powtórne
zaistnienie zwyczajów w miejscach, z których się wywodziły. Węgajccy kolędnicy
nie wyrośli w zwyczaju kolędowania, nauczyli się go dopiero poprzez specyficzny
teatralny trening. Wyprawy same stały się więc teatrem. Członkowie grupy poznając
obrzędy jedynie dzięki kulturowym pośrednikom, byli w stanie jedynie
zrealizować ich steatralizowaną wersję – w oparciu o własną wiedzę i wyobraźnię.
Wyprawy stały się teatralizacją dawnych obrzędów.
Od 2000 roku Wyprawy Teatru
Węgajty zaczęły funkcjonować jako Inna Szkoła Teatralna, poprzez swoją nazwę odwołując
się do tożsamości teatru alternatywnego („miałem kiedyś wątpliwości, czy należy
przyjmować nazwę »teatr alternatywny«, teraz myślę, że w jakimś szerszym sensie
– tak”[11]).
Pełen program Szkoły zakłada udział w trzech warsztatach i wyprawach: kolędowaniu
bożonarodzeniowym na pograniczu łemkowsko-polskim, zapustach na Warmii i
kolędowaniu wielkanocnym (tak zwanym
„Chodzeniu z Alilują”) na pograniczu polsko-litewsko-białoruskim. Uczestnicy Szkoły angażują się więc w formy „obrzędowości cyklu kalendarzowego: od początku do końca zimy”[12].
„Chodzeniu z Alilują”) na pograniczu polsko-litewsko-białoruskim. Uczestnicy Szkoły angażują się więc w formy „obrzędowości cyklu kalendarzowego: od początku do końca zimy”[12].
Można byłoby zastanawiać
się, dlatego Teatr Węgajty zdecydował się swoim wcześniejszym aktywnościom
nadać ramy jakie daje szkoła. Jak pisał Wacław Sobaszek: „szkoła daje możliwość
skupionej, rzetelnej pracy, podejścia na świeżo, z ciągle odnawiającym się
młodym zespołem, znacznym zapasem sił, wrażliwości, postawą nieuprzedzoną,
naturalnie otwartą i krytyczną”[13].
Wydaje się, że słowa te znajdują szczególne odbicie w najnowszej formie szkoły,
w ramach której już od kilku lat udaje się stworzyć nowy spektakl teatralny,
prezentowany później jako premiera Teatru Węgajty. Nowo przybyli adepci Innej
Szkoły Teatralnej bardzo szybko stają się więc aktorami słynnego Teatru, a ich
„postawa nieuprzedzona, naturalnie otwarta i krytyczna” okazuje się być punktem
wyjścia, dzięki któremu powstaje przedstawienie.
W trakcie warsztatów uczestnicy
poznają lub przypominają sobie język teatralnego kolędowania. W zależności od
tego, w którym epizodzie Szkoły biorą udział, uczą się konkretnych pieśni, tańców,
zwyczajów, poznają tradycyjne scenki i motywy, a podczas zapustów przygotowują także
maski. Czas spędzają również na pracy nad widowiskiem, które staje się ważną częścią,
niejako dopełnieniem kolędowania oraz autorską wypowiedzą członków grupy na
tematy im z jakiegoś powodu bliskie i zawsze, chcąc nie chcąc, bardzo
współczesne.
W przypadku zarówno kolędowania
bożonarodzeniowego jak i wielkanocnego grupa odbywa wspólną daleką podróż, by
chodząc od domu do domu, od gospodarstwa do gospodarstwa, śpiewać pieśni, tańczyć
i rozmawiać z mieszkańcami wsi oraz odgrywać przedstawienie kolędowania. Na
koniec, drugiego dnia pokazuje spektakl, na który zaproszeni są wszyscy mieszkańcy
odwiedzanych wcześniej domostw. W trakcie kolędowania bożonarodzeniowego odbywa
się on w szkole, na ten dzień dostosowanej do wymogów widowiska teatralnego,
podczas kolędowania wielkanocnego w stodole Henryka Podbielskiego, właściciela
jednego z gospodarstw we wsi Dziadówek.
Kolędowanie jest teatrem dogłębnie
zainteresowanym widzem. Jego zadaniem to zwrócenie się w stronę widza, tak by uczynić
go uczestnikiem, współgospodarzem sytuacji. Zadaniem aktorów jest zaktywizować
widzów, namówić ich do wspólnego tańca, do rozmowy, do zaintonowania pieśni,
gdyż pewne sensy widowiska ujawnią się dopiero wtedy, gdy współ-kreatorem
wydarzenia teatralnego, stanie się jego wcześniejszy widz.
Uczestnicy warsztatów nie
są kolędnikami, a jedynie odgrywają ich role. Bardziej od samego obrzędu interesuje
ich teatr, który tworzą, idąc przez wieś i kreując wesołą, rozśpiewaną
kompanię, zaczepiającą mieszkańców, wchodzącą do ich domów i upraszającą się o datki.
Co więcej, kultura ludowa pełni dla nich niejednokrotnie jedynie funkcję biletu
wstępu do gospodarstwa, które chcą odwiedzić. Niejednokrotnie to dzięki są tam
mile widziani, a ich obecność nie wzbudza pytań i podejrzeń. Biorąc udział w kolędowaniu
łączą role: kolędnika i postaci, którą on odgrywa, a nie zatracając się w nim
do końca, kolędując odgrywają też samego siebie. Izabela Giczewska, aktorka
Teatru Węgajty, wielokrotna uczestniczka wypraw, starając się uchwycić ten
fenomen, na pytanie o Kolędowanie bożonarodzeniowe:
„Jak rozumiem, Turoniem byłaś?”, odpowiedziała spontanicznie: „Nieraz. I Kozą,
i Cyganem, i, i, i sobą też. Kolędnikiem byłam”. Performerka była zatem nie
tylko Kozą (rola teatralna – ciało semiotyczne), kolędnikiem (rola obrzędowa –
ciało semiotyczne), ale też sobą (rola wskazująca na teatralizację obrzędu –
ciało fenomenalne)[14].
Publicznością
współtworzącą spektakl są natomiast mieszkańcy odwiedzanych wsi, na przykład
Dziadówka (kolędowanie wielkanocne) czy Nowicy (kolędowanie bożonarodzeniowe).
Wśród nich znajdują się osoby starsze, pamiętające dawne zwyczaje. Niemałą
liczbę stanowią jednak i ci, którzy na odwiedzanych terenach osiedlili się
niedawno. Kiedy wesoła kompania spotyka rodziny od dawna zamieszkujące
wizytowane wsie, jej członkowie przyjmują określone role niejako automatycznie,
choć nie samoczynnie, bo na skutek działań teatralnych Teatru Węgajty. Wychodzą
na próg, witają, zapraszają do stołu, częstują wódką i jadłem, prowadzą
rozmowę, dają się namówić na wspólne tańce, czasem sami śpiewają pieśń lub
recytują oratorium. Jak mówi Wacław Sobaszek, „[w]spółtworzą oni widowisko
swoimi reakcjami, swoim zachowaniem, mieszczącym się w konwencji niepisanego
scenariusza wizyty”[15].
Nowo przybyli mieszkańcy także starają się wejść w odpowiednią rolę, jest
to jednak dla nich trudniejsze, ponieważ nie znają zwyczajów. Zadaniem aktorów
jest zachęcenie i tej publiczności do wspólnego odgrywania, do udziału w
przedstawieniu, gdyż to „dopiero ich
udział powoduje ujawnienie się sensu widowiska”[16].
Przedstawienie kolędowania
rozgrywa się przede wszystkim w domostwach gospodarzy, ale także pomiędzy nimi.
Aktorzy z Teatru Węgajty stojąc pod oknami, radosnym śpiewem sygnalizują, że
chcą wejść do środka. Nie zawsze jednak mieszkańcy są im przychylni. Czasami
nie otwierają drzwi, udając, że nikogo nie ma. Taka decyzja również kreuje
kształt spektaklu. Wskutek ich odmowy aktorzy odchodzą, zmienia się przestrzeń
performatywna i czasowość widowiska, zostaje zakłócony jego rytm
i atmosfera. Przyjęcie węgajckich aktorów na podwórku, najczęściej, choć
nie zawsze, wzmaga wzajemny dystans. Artyści z Węgajt zdają sobie sprawę, że
nie są mile widziani, gospodarze mają natomiast jeszcze większe trudności
z wejściem w rolę uczestników dawanego obrzędu. Zwłaszcza w przypadku
chodzenie z Alilują, kiedy dni są już cieplejsze i dłuższe, zdarza się, że na
placu przed domem udaje się doprowadzić do wspólnego, pełnego zaangażowania wykreowania
spektaklu. Podwórko stawało się wtedy
miejscem współtworzenia Chodzenia z
Alilują.
Najczęściej jednak
gospodarze ochoczo zapraszają kolędników w progi swojego domu i widowisko
rozgrywa się w izbie mieszkalnej połączonej z kuchnią. Jest ona zwykle tak
mała, że uczestnicy wydarzenia ledwo mogą się w niej zmieścić. W wyniku
ograniczeń przestrzennych powstaje bardzo specyficzna przestrzeń performatywna,
miejsce tworzenia i odbioru miesza się ze sobą. Przebywanie na odległość nie do
końca wyciągniętej ręki wzmaga bliskość oraz ułatwia przeprowadzenie
zaplanowanych tańców i rozmów oraz wspólne śpiewanie pieśni.
Niezwykłą atmosferę
miejsca, w którym odbywa się zasadnicza część kolędniczego widowiska, budują
także smaki i zapachy. Gospodarze prawie zawsze częstują przybyłych kolędników.
Zapraszają ich do wspólnej biesiady, wyjmują wódkę, ciasta, mięsa, sery, sałatki.
Niejednokrotnie, wyczuwalne są zapachy aktualnie przyrządzanych potraw, które rozbudzają
zmysły, a także potęgują wrażenie bliskości, rodzinnego ciepła, są
zaproszeniem ze strony mieszkańców wsi do wspólnego przebywania i
współtworzenia widowiska.
Idąc, grupa śpiewa
i gra. Echo, które powstaje pomiędzy pagórkami, przenosi tworzone dźwięki.
Nasilający się hałas to dla gospodarzy znak, że kolędnicy zaraz dotrą do domu,
widowisko już trwa i należy się na nie przygotować. Pieśni mają wpływ na jego scenariusz.
Stojąc pod oknem i czekając na otwarcie drzwi, alilujnicy intonują: „A czy
w domu Pan Gospodarz? Hej lolem daj, a czy w domu Pan Gospodarz?”,
którymi to słowami proszą mieszkańców domostwa o otworzenie im drzwi. Jeżeli
zostaną wpuszczeni do środka, przypominają, że powinni zostać należycie
przyjęci. Upraszając o poczęstunek, śpiewają: „Ty gosposiu bądź wesoła, weź
kluczyki, zajdź od stoła, a od stoła do szafeczki, przynieś dla nas flaszkę
gorzałeczki”. Przy pomocy skocznej muzyki zachęcają do tańca, łatwy rytm
pozwala uczestniczyć w zadaniu nawet kompletnym nowicjuszom. Wygrywając
spokojne dźwięki i śpiewając wersy opowiadające o zmartwychwstaniu
Chrystusa, przypominają, że działania odbywają się w tradycji określonej
religii i wedle takiej konwencji mieszkańcy powinni się zachowywać. Na odchodne
gospodarze powinni dać kolędnikom dary, o czym niektórzy, zwłaszcza ci przybyli
niedawno, mogą nie wiedzieć. Zachęcając do odpowiedniego zachowania, kolędnicy
śpiewają: „dajcie nam tu, dajcie jajek osiemnaście, żeby Wam się kury nie kryły
po chwaście, po chwaście nie kryły, jajek nie gubiły, żeby Wam się wszystkie do
domów schodziły”.
Muzyka, śpiewy, odgłosy
tańców, jedzenia, podawania, powitania i pożegnania kreują atmosferę
otwartości, która wraz z zapachami i smakami sprzyja rozwojowi widowiska i
współkreowaniu go. Przenosi się także na wieńczące kolędowanie przedstawienia
teatralne, które przesiąka atmosferą wcześniejszych odwiedzin. Serdeczna
wymiana zdań często odnosi się do spraw bieżących, politycznych, światopoglądowych.
Dzięki niej kolędowanie, rok w rok, staje się spektaklem niezwykle aktualnym,
odnoszącym się do rzeczywistych, teraźniejszych problemów.
Kolędowanie określana
jest przez konwencję dawnego obrzędu. Artyści chcą, we współpracy
z gospodarzami, zaprezentować widowisko w każdym odwiedzonym domu. A zatem
wszędzie pragną porozmawiać, pośpiewać i potańczyć wraz z mieszkańcami.
Czas trwania omawianego wydarzenia artystycznego jest uzależniony od relacji,
jaka łączy artystów z Teatru Węgajty z konkretnymi mieszkańcami Dziadówka.
W zależności także od tego, czy gospodarze z chęcią przystają na wspólne
tańce, czy podtrzymują rozmowę, inicjują pieśni, czy wręcz przeciwnie –
odpowiadają sceptycyzmem lub niechęcią, spektakl trwać będzie dłużej lub krócej,
a w bardziej radykalnych sytuacjach – czy w ogóle zaistnieje.
Kolędowanie praktykowane
przez Teatr Węgajty od ponad 20 lat, jest przykładem działania teatralnego,
które w bardzo dużym stopniu kształtowane jest razem z jego odbiorcami. Najważniejszą
„strategią” i „metodą” Teatru, zdaje się być relacja i otwartość wobec
mieszkańców wsi, odwzajemniana bądź nie. Zainteresowanie odwiedzanymi osobami, ich
życiem, poglądami i doświadczeniem, skutkuje w prezentowanym później
przedstawieniu teatralnym, które przenika atmosfera otwartości.
Przedstawienie wieńczące
kolędowanie przygotowywane jest przez uczestników wyprawy, a zatem przez osoby
wcielające się wcześniej w role kolędników, a pokazywane przed zgromadzonymi
mieszkańcami wsi. Tu następuje dość tradycyjny podział, zgodny z konwencją
teatralną, do której jesteśmy przyzwyczajeni, na aktywnych aktorów i biernych
widzów. Jeżeli jest on znoszony, to tylko na końcu – poprzez zaproszenie widzów
do wspólnego tańca, które zresztą zwykle spotyka się z ogromnym uznaniem. Jak
na przykład pisze z zachwytem Jacek Dobrowolski:
„Troje skrzypiec, dwa
akordeony, dwa klarnety, bęben i cymbały. Prócz podłogi więcej do szczęścia nie
potrzeba. Tańczą przybyli tu Niemcy, Ukraińcy, Żydzi, Rosjanie, Łemkowie i
Polacy. Tańczą rolnicy i studenteria, panie i panowie, baby i chłopy. Żeby tak
rozśpiewać i roztańczyć wszystkie obecne tu »narody i stany» trzeba było lat
pracy tropicieli śladów Vincenzowskiej karpackiej Atlantydy”[17].
Fakt, że widowiska Teatru Węgajty
pokazywane przed zgromadzonymi mieszkańcami wsi często przeradzają się w
trwające do późnych godzin nocnych zabawy taneczne ma oczywiście niezwykłą
wagę. Jego znaczenie dla budowania relacji z mieszkańcami wsi jest niebagatelne
i często odnotowywane. Wspólne działanie odbywają się jednak po spektaklu, a on
sam ma raczej wymiar jednostronnego przekazywania treści. Jego charakter opisywanego
wcześniej działania „razem z” zasadza
się więc na innym poziomie niż podczas kolędowania.
W widowisku kończącym
kolędowanie odnaleźć można bardzo nieliczne elementy inspirowane kulturą ludową.
W późniejszych przedstawieniach, które składają się z trzech widowisk
kończących sesję Innej Szkoły Teatralnej, także – oprócz sekwencji masek
pochodzącej z Zapustów – nie ma ich zbyt wiele. Przykłady pochodzą raczej z
przedstawień zamykających kolędowanie wielkanocne. W Ziemi B (premiera w 2011 roku) Emilia Hagelganz do zbudowania
swojej solowej sceny użyła pochodzącej z Suwalszczyzny opowieści o pierwszym
wołoczebniku, którego jak mówi Wacław Sobaszek: „przeciągano w pozycji poziomej
po roli; imitując ruchy miłosne, spełniał zadanie magiczne, zapewniał ziemi
płodność, a ludziom urodzaj”[18].
W Powietrzu (premiera w 2013 roku)
wykorzystano Balladę o Świętym Jerzym,
którą zainscenizowała cała grupa. Jednakże większość elementów widowisk Teatru
Węgajty, niemal wszystkie, sceny, piosenki, teksty, koncepty czy działania
artystyczne wykorzystywane w tych przedstawieniach z zainteresowaniem kulturą
ludową, wiele wspólnego nie mają. Spektakle dotyczą spraw bieżących,
społecznych i politycznych, związanych z ekologią, zwierzętami, kulturą konsumpcyjną,
prawami kobiet, prawami mniejszości narodowych i etnicznych, a aktorzy swoje
stanowisko wyrażają w sposób bezkompromisowy, wręcz radykalny, czytelnym teatralnym
znakiem, silnym gestem i słowem pokazując swoje zdanie.
Nadużyciem nie będzie,
jeżeli stwierdzi się, że już od kilku lat (od około 2010 roku) istnieje pewna
specyficzna metoda tworzenia przedstawień Teatru Węgajty. Praca nad spektaklem
rozpoczyna się jeszcze przed przyjazdem uczestników do Węgajt. Przynajmniej od
2012 roku, mniej więcej tydzień wcześniej wszyscy uczestnicy warsztatu,
przyszli kolędnicy, zarówno nowicjusze, którzy po raz pierwszy zawitają do
Węgajt jak i od dawna związany z Teatrem artyści, otrzymują wiadomość,
najczęściej wysłaną informującą ich o temacie widowiska. Proszeni są o
przygotowanie materiału (wiersza, fragmentu prozy, piosenki, wiadomości, swoją spisaną
refleksję czy wspomnienie) związanego z zagadnieniem, nad którym będą pracować
w trakcie warsztatu. Tematy zwykle są dosyć szerokie i pozwalające się w
różnorodny sposób interpretować, na przykład: „kryzys”, „ogień”, „powietrze”,
„mniej”. Na tym etapie uczestnicy pracują więc indywidualnie, rozbudzając w
sobie refleksję na zadane zagadnienie.
Po przyjeździe do Węgajt,
zwykle drugiego dnia, gdy grupa już zaczyna się konsolidować i jest po
pierwszych warsztatach tanecznych, wszyscy jej członkowie, siadając w kręgu, po
kolei dzielą się tym, co ze sobą przywieźli. Niejednokrotnie nie ograniczają
się do jednego materiału, a wręcz przeciwnie przedstawiając wielość, którą
udało im się zgromadzić. Opowiadają skąd mają dany tekst, dlaczego jest dla
nich ważny, interpretują go i obarczają komentarzem. Fragmenty zwykle są, w
sposób niejako naturalny, od razu dyskutowane. Po takiej sesji, w trakcie
której rodzi się już pewna wizja tego, o czym grupa chce opowiedzieć,
rozpoczyna się praca z tekstem. Uczestnicy proszeni są o dokonanie ostatecznych
wyborów i maksymalne uproszczenie oraz skrócenie fragmentów, przy jednoczesnym
zachowaniu ich znaczenia. Tak przygotowany tekst czy teksty zapisują na kartce,
którą wkładają do kieszeni, nosząc ją najlepiej cały czas przy sobie.
Przez następne dni
wykonują różnego rodzaju ćwiczenia wykorzystujące te fragmenty tekstu,
eksperymentują z nim, oswajają się z jego brzmieniem, szukając jego znaczeń i
kontekstów. Improwizując (samodzielnie, z partnerem, w grupie) tworzą różnego
rodzaju działania sceniczne, które wykorzystują przygotowane wcześniej fragmenty
oraz refleksje powstałe w trakcie wspólnych dyskusji. Ci którzy w warsztatach w
Teatrze Węgajty biorą udział po raz pierwszy, jeszcze nie wiedzą, że część z tych
swobodnych improwizacji stanie się częścią spektaklu.
Reżyser widowiska Wacław
Sobaszek, po kilku sesjach takiej pracy, proponuje kolejność, w jakiej
wyimprowizowane działania miałyby zostać pokazane. Struktury nie buduje
kierując się potrzebą ułożenia choćby fabuły. Jego reżyserskie decyzje wynikają
raczej z myślenia o ogólnym przesłaniu widowiska, a także atmosferze
przedstawienia i wzajemnym dopełnianiu się poszczególnych działań, nie tylko
poprzez ich temat, ale także poprzez rytm, muzyczność, wizualność. Propozycja
jest negocjowana z pozostałymi członkami grupy kolędniczej, niektórzy jeszcze na
tym etapie dokładają scenę, inni komunikują, że nie chcą już więcej wykonywać
tego, co znalazło się w zaproponowanej strukturze. Wskutek rozmów, prób i
przyglądania się temu, co udało się stworzyć, powstaje w krótki, około
półgodzinny spektakl.
Przedstawienia tworzone
podczas Kolędowania, Zapustów i Alilujki są w lipcu, tuż przed węgajckim
festiwalem Wioska Teatralna, łączone w całość. Członkowie poszczególnych grup,
choć nie wszyscy, przyjeżdżają do Węgajt, by pracować nad efektem finalnym. W
ten sposób przygotowano Wodę 2030 (2010),
Ziemię B (2011), Ogień, kryzys, dworzec centralny (2012), Powietrze (eks)misje (2013), Wielogłos
(2014), mniej! (2015) i Godzinę Zero (2016).
Najnowsze spektakle
Teatru Węgajty są kolażami – zbiorem scen, etiud, piosenek, recytacji, których
nie łączą związki fabularne, ani bezpośrednie związki przyczynowo-skutkowe. Wiąże
je natomiast temat, który choć proponowany jest przez prowadzących grupę, w tym
reżysera spektaklu, swoje rozwinięcie znajduje poprzez pracę wszystkich twórców
przedstawienia. Aktorzy na swój sposób go interpretując, realizują własne
wizje, wypowiadają się w zaproponowanej kwestii. Ujawniają własny stosunek do
określonych spraw, który najczęściej jest krytyczny, emocjonalny i siłą rzeczy
bardzo osobisty, czasem wręcz intymny, co oczywiście przysparza niezwykłych
wrażeń widzom.
Jednocześnie jednak, mimo
bardzo dużej swobody, którą otrzymują wszyscy uczestnicy węgajckich działań czy
po prostu członkowie grupy, kolaże zachowują spójność estetyczną. Bez
wątpienia, istnieje estetyka przedstawień Teatru Węgajty. Spektakle są spójne
wewnętrznie, ale także koherentne ze sobą nawzajem. Bo choć w każdym z nich
ujawnia się pewnego rodzaju dynamika grupy, która jest zmienna, to widzimy
także ich rodowód, miejsce powstania, wypracowaną technikę. Powracające jakości
estetyczne to chociażby minimalizm gestu, ruchu, słowa, posługiwanie się hiperbolizującą
metaforą, niedokańczanie wątków, gwałtowne ich urywanie i dynamizm, silny, prowadzący
przez cały spektakl motyw muzyczny, prymitywizm masek, rekwizytów, kostiumów. Wydaje
się, że koherencję udaje się uzyskać, dzięki z jednej strony powtarzalność
części zespołu i jego przekonaniu o potrzebie powtórnego wypowiedzenia się w
już ustalonej, węgajckiej estetyce, z drugiej strony poprzez niezwykle skromne,
ale istotne wskazówki reżyserskie Wacława Sobaszka, takie jak: „mów głośniej”,
„po prostu wyjdź”, „stań i czekaj”.
Najnowsze przedstawienia
Teatru Węgajty jak i kontekst kolędowania w jakim powstają bez wątpienia mają charakter
silnie partycypacyjny. Powstają w wyniku kolektywnego współdecydowania o
artystycznym kształcie działania. Są efektem pracy zespołu a poszczególne sceny
bądź inne elementy spektaklu mają konkretnych autorów, twórców, którzy
wypowiadają się w nich za siebie, w sposób jaki wydaje im się najciekawszy bądź
najwłaściwszy. Choć nie wszystko, zarówno w przypadku kolędowania jak i
widowiska go wieńczącego, zależy od poszczególnych członków grupy, nie ma
wątpliwości, że autorstwem tych działań reżyser się dzieli. W kolędowaniu z
gospodarzami odwiedzanych domów, w spektaklach z jego aktorami.
Powróćmy jeszcze na
moment do węgajckiego Archiwum.
Drugi tekst, z marca
1988, jest ciekawą rozmową o enigmatycznym tytule Niezadane pytanie pomiędzy Wacławem Sobaszkiem a Sławomirem
Gołaszewskim[19].
Tematem wywiadu, zamieszczonego na łamach „Obiegu”, jest estetyka działań
Teatru Węgajty, jego muzyczność oraz jej rola w budowaniu przedstawień.
Dowiadujemy się o sceptycznym nastawieniu Sobaszka do ścisłego stosowania metod
w obszarze sztuki, a także o tym że tworząc muzykę szuka on impulsów
inicjujących działanie i że istnieją pewne pytania, które da się wyrazić
jedynie ciałem. W tekście nie dowiadujemy się jednak niczego na temat realiów
węgajckiej pracy. Rozmówcy nie wyjaśniają ani gdzie Teatr się znajduje, ani kto
go tworzy, ani w jaki sposób czy w jakich obszarach chce on działać.
Ów brak informacji
wytłumaczyć można oczywiście konwencją tekstu. Możliwe jest także, że czytelnicy
„Obiegu” Teatr Węgajty już po prostu znali, orientowali się jakiego rodzaju
jest to przedsięwzięcie i nie potrzebowali wizytówki, metryczkowych informacji
na jego temat. Jak to jednak możliwe, biorąc pod uwagę, że w 1988 roku Węgajty
istniały dopiero dwa lata i nie przygotowały jeszcze żadnego przedstawienia?
Warto sobie uświadomić,
że dokumentacja Teatru Węgajty rozpoczyna się od tekstu, który choć tematycznie
dotyczy jednej z najważniejszych dla tego Teatru spraw, w planie bezpośrednim
opisuje działanie znajdujące się gdzieś na marginesie historii grupy. Ośrodek
Działań Teatralnych „Pracownia” to jedna z kilku inicjatyw, które pojawiły się
pomiędzy zamknięciem słynnej Interdyscyplinarnej Placówki Twórczo-Badawczej
„Pracownia” a powstaniem Teatru Węgajty. Podobnych aktywności było więcej,
akurat ta została wspomniana na łamach prasy i dzięki temu zapamiętana.
W archiwum Teatru Węgajty
nie ma jednak ani jednego artykułu poświęconego niezwykle ważnej, „właściwej”, olsztyńskiej
Pracowni. Brakuje zarówno tekstów bieżących, prasowych z końca lat 70. XX
wieku, jak i późniejszych opracowań, na przykład z wydanej przez Teatr Kalambur
książki Sztuka otwarta. Parateatr II z
1982 roku[20] czy rozdziału Pracownia olsztyńska autorstwa Aldony Jawłowskiej ze słynnego
dzieła Więcej niż teatr z 1987[21]. O czym świadczy ten brak? Najprawdopodobniej
o przekonaniu, że należy oddzielić od siebie aktywność Pracowni i Teatru
Węgajty.
Interdyscyplinarna
Placówka Twórczo-Badawcza „Pracownia”, którą z pewnością znali czytelnicy
„Obiegu”, to grupa twórcza założona w 1977 roku przez Krzysztofa Gedroyća,
Ryszarda Michalskiego, Wacława Sobaszka i Ewę Wołoczko w Olsztynie. Istniała do
1981 roku i podejmowała się bardzo różnych aktywności, które dziś można byłoby
umieścić w obszarze animacji kultury, sztuki w przestrzeni publicznej, community arts. Stanowi znaczący element
prahistorii Teatru Węgajty.
Adresatami działań
Pracowni byli mieszkańcy Olsztyna. Przede wszystkim młodzi ludzie. W lutym 1978
roku przygotowano cykl warsztatów plastycznych, muzycznych i teatralnych dla
olsztyńskiej młodzieży nazwany Działania
zimowe. W ich ramach realizowano pomysły licealistów, które narodziły się w
trakcie spotkań. W sierpniu 1980 roku przeprowadzono dla dzieci warsztat masek.
Zakończył się on kolorową maskaradą przez miasto, znajdującą swój finał w
lesie, nieopodal podolsztyńskiej wsi, gdzie członek grupy[22]
czekał na uczestników, by opowiedzieć im
bajkę, zachęcić do grania na instrumentach i ustawienia kolorowego ptaka w
centrum wsi. W kwietniu 1980 roku zorganizowano akcję Smok, mającą na celu zwrócenie uwagi na zanieczyszczoną Łynę
płynącą przez miasto, podczas której między innymi grupa dziewcząt zachęcała
przechodniów, by wylewali czystą wodę z
butelek do rzeki mówiąc „Pomóż Łynie, zrób, co możesz” [23].
Jedną z ważniejszych
akcji Pracowni, a dla historii Teatru Węgajty zapewne najważniejszą, była Podróż do domu zorganizowana w kwietniu
1979 roku. Wymyślili ją Ewa Wołoczko i Krzysztof Łepkowski. Artyści wraz z
przybyłymi uczestnikami wydarzenia wyruszyli z Olsztyna, wkraczając w
warmińskie lasy, gdzie odwiedzali gospodarstwa opuszczone przez Niemców na
początku lat 70. XX wieku. Domy były w stanie rozkładu, zabałaganione i częściowo
zburzone, ale mimo to wciąż można było znaleźć w nich wartościowe rzeczy,
książki, figurki. Wraz z rozpoczęciem stanu wojennego Pracownię zamknięto. W jednym
z poniemieckich domów, w kolonii wsi Węgajty, około dwadzieścia kilometrów od
Olsztyna, w 1982 roku zamieszkali Erdmute i Wacław Sobaszkowie. Niedaleko nich,
później, osiedlił się Krzysztof Łepkowski. Początkowo ich dom mieszkalny i
przystosowana do celów teatralnych stodoła służyły za miejsce działań
(warsztatów, przygotowań) członków dawnej Pracowni. Stopniowo kontakt pomiędzy
artystami, członkami dawnej grupy słabł, zwłaszcza zimowe miesiące Sobaszkowie
spędzali w samotności, muzykując, zbierając pomysły i inspiracje do pracy
teatralnej.
Przypomnijmy jeszcze manifest
Ośrodek Działań Teatralnych „Pracownia” z 1977 roku:
Jesteśmy
związani ze sobą, stanowimy grupę o wspólnych przeszłych doświadczeniach i
wspólnej potrzebie działania, które wykraczałyby na zewnątrz naszego kręgu.
Chcemy, by olsztyńska „Pracownia” stała się miejscem, gdzie ta działalność
zewnętrzna byłaby nie oddzielona i bliska naszemu życiu prywatnemu. Jedni
bardziej przez teorię, inni przez praktykę – wszyscy jesteśmy ludźmi związanymi
ze sztuką. Chcemy wyjść także poza ten krąg, bo nie interesuje nas tradycyjny
status sztuki z rozdwojeniem na aktywnych twórców i zupełnie biernych
odbiorców.
Interesują
nas zjawiska szersze niż sztuka, zjawiska twórczości, a wśród nich szczególnie
te, których warunkiem jest wielorakość odbioru, aktywne uczestnictwo, uznawanie
wartości, kolektywność i odwaga.
Interesują
nas zjawiska twórczości docierające do środowisk, które ze względu na treści,
formy ekspresji, sposób, miejsce i czas przekazu – sztuki, są od niej
praktycznie odizolowane.
Nie
interesuje nas tradycyjna forma popularyzacji sztuki, rozrywka, konsumpcja,
relaks, konformizm i poczucie komfortu.
Stoimy
po stronie wszelkich postaci aktywnego tworzenia i uczestnictwa w kulturze na
terenie Olsztyna[24].
W archiwum Teatru Węgajty
tekstów bezpośrednio poświęconych Pracowni brak. Może zresztą, nie powinno to
dziwić. Teatr Węgajty powstał już w innym miejscu, na wsi, poza środowiskiem
miejskim. Nastąpiło także pewnego rodzaju przesunięcie w obszarze zainteresowań
twórczych i stosowanych środków wyrazu, do głosu doszedł teatr i praca nad
spektaklem. A co najważniejsze – zmienił się skład osobowy tworzący obie grupy.
Wacław i Erdmute Sobaszek jako jedyni stanowili trzon ich obu. W początkowym
okresie istnienia Teatru Węgajty wśród głównych jego twórców znaleźli się
Wolfgang Niklaus, Małgorzata Dżygadło-Niklaus, Katarzyna Krupka i Witold Broda,
którzy nie uczestniczyli w pracach Pracowni. Stała się więc ona, przynajmniej formalnie,
przeszłością. Jednak jej najważniejsze postulaty, wyrażające się w powyższym
manifeście zdecydowanie przetrwały.
Partycypacyjność
spektakli Teatru Węgajty, jego zainteresowanie drugim człowiekiem, jego
kreatywnością, twórczością, osobistą opinią i sposobem jej wyrażenia, współtworzenie
widowiska Kolędowania wraz z mieszkańcami oddalonych od centrów wsi, aktualność
przedstawień i ich zaangażowanie społeczno-polityczne to konsekwencja
postulatów wyrażanych przez Pracownię. Potrzeba rozwijania kreatywności i
twórczości każdego człowieka, uważność wobec niej i waga jej nadawana
towarzyszy Teatrowi Węgajty od początku jego pra-istnienia. Rozmowa,
partnerstwo i współdziałanie są jego celem. Sztuka teatru w Teatrze Węgajty jest
demokratyzowana (bo dopuszcza wielogłosowość), uwalniana ze ścisłych konwencji
(bo podważa strukturę) i unaoczniania (bo wskazuje na akt tworzenia).
Jednocześnie, wszystkie
działania teatralne, które powstają w Teatrze Węgajty, tworzą się dzięki pracy
grupy. Współpraca, kolektywizm, wzajemna pomoc i wspólna improwizacja to cechy
bardzo bliskie węgajckim działaniom. Poszczególne sceny w przedstawieniach
powstają wskutek impulsu konkretnej osoby, ale rozwijane są przez zespół. Te
najciekawsze, najbardziej nośne czy najdłużej wypracowywane stają się częścią
ostatecznego spektaklu, nawet jeżeli jej autor w nim nie gra, nie tylko
dlatego, że unaoczniają czyjąś twórczość, są jej znakiem, z którego ciężko
rezygnować, ale także dlatego, że w wyniku współdziałania autorstwo rozmywa
się.
Paradoksalnie, choć Teatr
Węgajty swojej stałej grupy nie ma już od wielu lat, grupowość, bliskie relacje
oparte na przyjaźni, zaufaniu i wzajemnym inspirowaniu się w pracy artystycznej,
wciąż są tam bardzo ważne. Nie jest tajemnicą, że tworzył się ze wspólnego,
przyjacielskiego muzykowania. Nadużyciem nie będzie, gdy stwierdzi się, że dzięki
temu, dzięki radości z przebywania w atmosferze współtworzenia z bliskimi
sobie, chodź często nowo poznanymi ludźmi, wciąż istnieje.
[1]
Po publikacji książki Tadeusza Kornasia Schola
Teatru Węgajty. Dramat liturgiczny Wojciech Dudzik pisał: „Świadectwem
teatralnego wędrowania Kornasia są jego książki, na czele z monografią Ośrodka
Praktyk Teatralnych »Gardzienice«. Najnowsza poświęcona jest Teatrowi Węgajty –
co wydaje się jak najbardziej naturalnym następstwem zainteresowań autora.
Książka to jednak nieco osobliwa. Nie jest to bowiem monografia Węgajt, jaką
już dawno chciałoby się przeczytać”, zob. W. Dudzik, Liturgia a teatr. Refleksje na marginesie książki Tadeusza Kornasia, „Didaskalia”
118/2013, s. 149.
[2] L.
Kolankiewicz, Spotkanie w Czarnej
Dąbrówce, „Dialog”, nr 1/1989.
[3]Opowieści Vincenza zespołu z Węgajt,
„Gazeta Olsztyńska”, 11-12.02.1989.
[4]
W. Sobaszek, Małe dzieci miewają wielkie
sny, „Gazeta Warmii i Mazur”, 1984.
[5]
W. Sobaszek, Na otwarcie „Innej Szkoły
Teatralnej” [w:] Inna szkoła
teatralna, red. M. Kotlewska, E. Sobaszek. W. Sobaszek, Węgajty 2007,
s. 9.
[6] T.
Kornaś, Węgajty, „Scena”, nr 10/1989.
[7] J.S., Do źródeł kultur etnicznych, „Gazeta
Olsztyńska”, 4 IV 1989.
[8] Na
podstawie filmu Teatr w Dziadówku, reż.
Waldemar Czechowski, Polska 2000.
[9]
Teatr w Dziadówku, reż. Waldemar
Czechowski, Polska 2000.
[10]
Alelujiki [w:] http://teatrwegajty.art.pl/pliki/tresc.php?go=7,
data dostępu: 29.03.2014.
[11]
Powiedział Wacław Sobaszek. Zob.: Wolność
w systemie zniewolenia. Rozmowy o polskiej kontrkulturze, red. A.
Jawłowska, Z. Dworakowska, Warszawa 2008, s. 245.
[12]
W. Sobaszek, Zajęcia warsztatowe i
terenowe [w:] Inna szkoła
teatralna, op. cit., s. 9.
[13] W.
Sobaszek, Na otwarcie…, op. cit., s.
9.
[14]
Rozróżnienie na ciało semiotyczne i fenomenalne wg Eriki Fischer-Lichte, por. E.
Fischer-Lichte, Estetyka perfomatywności,
tłum. M Borowski, M. Sugiera, Kraków 2008.
[15] W.
Sobaszek, Zajęcia warsztatowe…, op.
cit., s. 11.
[16] Ibidem.
[17] J.
Dobrowolski, A kapela karuzela, „Polska
Sztuka Ludowa. Konteksty”, nr 3-4/1991.
[18]
P. Leończyk, Węgajcki obrzęd przejścia.
Wielkanocne „Chodzenie z Alilują” w Teatrze Wiejskim Węgajty, [praca
licencjacka], Kraków 2012, s. 7.
[19] S.
Gołaszewski, W. Sobaszek, Niezadane
pytanie, „Obieg”, marzec 1988.
[20] Sztuka otwarta. Parateatr II, red. E.
Dawidejt-Jastrzębska, Wrocław 1982, s. 62-72.
[21] A.
Jawłowska, Pracownia olsztyńska, [w:]
Więcej niż teatr, Warszawa 1987, s.
37-40.
[22]
Tadeusz, nazwiska nie podano.
[23] K.
Gedroyć, R. Michalski, W. Sobaszek, E. Wołoczko, Intersycyplinarna Placówka Twórczo-Badawcza „Pracownia” [w:] Parateatr II, Sztuka otwarta, red. E.
Dawidejt-Jastrzębska, Wrocław 1982, s. 62
[24]K.
Gedroyć, R. Michalski, W. Sobaszek, E. Wołoczko, Program Pracowni [w:] Sztuka
otwarta. Parateatr II, red. E. Dawidejt-Jastrzębska, Wrocław 1982, s.
62-72.
0 komentarze:
Prześlij komentarz