W drodze do odległej suwalskiej wsi zatrzymujemy się u
przyjaciół. K. jest stąd, prowadzi zespół i festiwal młodego teatru, S. jest z Rosjanką
obwodu Kurskiego. Niedawno się pobrali.
K.: No wiem, tam przecież nieraz byliśmy. I w Moskwie i w
Kazachstanie. Pytają się ludzie, czym się zajmuję, i ja staram się im tłumaczyć
– no wiesz, teatr, projekty wielokulturowe … Że mnie to ciekawi, bo teraz ten
kraj taki jednorodny, a ja mam babkę tatarską. – To patrzą na mnie jak na
wariata: - Co w tym ciekawego?! – Tam każdy ma babkę Tatarkę. Jak ktoś miał
czterech dziadków, to każde z nich mogło być innej narodowości. Nie było
granic.
S.: U nas jak ktoś ciemniejszy, to przeważnie Buriaci …
sprzątanie, wywóz śmieci … wszystkie gorsze prace. Nie zobaczysz Rosjanina.
K.: A ja się tak wychowałem, że nie wiedziałem, co to
granica. To się teraz nauczyłem. Najkrótsza droga do nas z Kurska to przez
Wilno. Ale nie, tam tory przez 25 km prowadzą przez Białoruś. Nie przejedziesz.
M.: No, chyba że załatwisz sobie wizę.
(Mówią naraz – K., S., W. i M. – Litania na cztery głosy.–
Kolejki, terminy, pieniądze. I dziwne przywileje, jakie w konsulatach mają
firmy pośrednictwa od prowadzenia formalności wizowych. Zgiełk.)
S.: A najgorszy to polski konsulat. Trzy razy musiałam
przyjechać. (Z jej miejscowości do Kurska jedzie się cały dzień).
K.: Tam stoisz na deszczu pod płotem.
S.: Miałam zaproszenie kulturalne. Jak się doczytała (pani w
okienku), że to zaproszenie na realizację projektu, to znowu odesłała. Że niby
to do pracy zarobkowej.
K.: Szukają tylko powodu, żeby wizy nie dać.
_____________________
Następne spotkanie w tej podróży to nie rozmowa ludzi.
Raczej monolog. Monolog rzeczy wydobytych z ziemi wsi, do której się wybieramy
z wiosennym kolędowaniem. A. jest malarzem. Przyjeżdża tu na wiosnę, jesienią
wraca do miasta. Widzi. Przechowuje. Ręcznie tkane chodniki, wyszywana makatka,
śrutownik z koła młyńskiego obracanego z pomocą drewnianego drąga, narzędzia
wykute w wiejskich kuźniach, żelastwo. Odważniki zegara w kształcie szyszek.
Kółeczka i pokrętła – części zegara innego rodzaju: nastawnika czasowego do
szrapnelu, broni z pierwszej wojny światowej. (Nastawia się precyzyjnie czas
wybuchu, który następuje jeszcze w powietrzu, wyrządzając tym większą szkodę.)
Metalowy „różaniec” do czyszczenia karabinu. Pięcioramienna gwiazda z podobizną
chłopaka imieniem Pawka – pioniera okresu stalinowskiego. Jego bohaterstwo
polegało na tym, że wydał własnego ojca jako ukrywającego się przed komunistami
„kułaka”. Nabój od „Tygrysa” – ważąca
dobre 10 kg, precyzyjna robota z dobrej stali, jakich każdy czołg wystrzeliwał
setki. Wszystko stąd, z tej ziemi.
__________________________
Chwilę później, kilkaset metrów stąd, w innym drewnianym
domku. Leciwi gospodarze - Pani K. i pan H. - siedzą przy piecu kuchennym.
Pani K.: Czy tak się wychowuje dzieci?! Nie tak powinien był
je wychować.
(Rozmawiamy o wspólnym, wieloletnim przyjacielu i jego
synach. Przyjaciel , który po wielu perypetiach osiedlił się z trzecią swoją
partnerką w Norwegii, odwiedził niedawno naszych gospodarzy, razem z synami z
pierwszego związku. Opowiadali o wizycie chłopaków w Norwegii i o tym, że
młodszy syn po tej wizycie nie chciał wcale wrócić do kraju.)
Pan H.: Przecież należy dzieci uczyć jakiegoś szacunku do
swojego miejsca.
M.: Ale on sam tak ma - zawsze chciał żyć poza Polską. Nie
może chyba dzieci uczyć czegoś innego. Pamiętacie może jak dawniej jeszcze
marzył o Kanadzie?
Pani K.: Ale o tej … tej Ukraince (czyli o jego drugiej,
byłej żonie)nic już nie mówi.
M.: Jakoś nie, widocznie nie utrzymują kontaktów. To była
fajna dziewczyna.
Pan H.: Jej rodzice wcale nie chcieli tego związku, oni byli
przeciwni.
Pani K.: Ci Ukraińcy, ja na nich nic nie mam, ale to zacięty
naród. Każdy naród ma swoje grzechy, ale czego się niedawno dowiedziałam …
Pan H. (do żony): Gdzie masz tę książkę? Pokaż!
Pani K. (podsuwając W. wydawnictwo o zbrodniach UPA w
Bieszczadach w latach powojennych): Ja bym się nie domyśliła, że można coś takiego
robić! Zabić na wojnie to tak, ale tak męczyć, torturować! Trzy nocy nie
spałam, nie mogłam się uspokoić. Jakby oni tu przyszli …
M.: To wojna sprawia, że z ludzi wychodzi bestia.
Pani K.: Żeby tylko zabić. Ale kobietom piersi odrzynali,
dziecko przybite za język do stołu. Toż to barbarzyństwo, nie ma gorszego.
Pan H.(usiłując zachować mimo wszystko dystans): K. zaraz by
chciała wszystkich … Teraz przecież nie ma wojny.
Rozmawiamy jeszcze o zbiorowej mogile za wsią w lesie,
gdzie Niemcy pogrzebali żywcem kilkunastu kobiet i dzieci. Opowieść o tej
zbrodni brzmi dziś tak żywo jak pierwszy raz, kiedy ją usłyszeliśmy dwadzieścia
lat temu.